piątek, 1 maja 2015

Rozdział 13 Nareszcie mam Cie obok

 Następnego dnia po kolacji zaręczynowej zadzwoniłam do Cande. Była ona moją najlepszą przyjaciółką i mogłam na nią liczyć. Tak jak ja bardzo się ucieszyła i oczywiście powinnyśmy to uczcić, ale fakt, że mam małe dziecko nie bardzo mnie do tego przekonuje. Wolę zajmować się Rosie sama, głównie dlatego, że się o nią boję i wolę mieć nad nią 100% kontroli. Kiedy leżałam w łóżku rozmawiając przez telefon do pokoju wszedł Verdas z tacą na której znajdowało się pyszne śniadanie. Od razu skończyłam rozmowę i skierowałam wzrok na wysokiego szatyna.
- Dzień dobry księżniczko. Śniadanie dla Ciebie - uśmiechnął się promiennie i musnął mój policzek kładąc tace na moje kolana.
- Mmmm... pachnie pięknie i pewnie tak smakuje - oznajmiłam odwzajemniając jego uśmiech. Wiem, że nie lubi gotować, więc cenie to, co dla mnie robi, bo nie musi. Zależy mu na mnie i chce okazywać to na każdym kroku.
- Mam nadzieję, ze mi wyszło, raczej słaby ze mnie kucharz, o czym już zdążyłaś się pewnie nie raz przekonać. A teraz jedz i smacznego słoneczko - usiadł obok mnie przyglądając mi się, jak raz, za razem wkładam posiłek do ust.
- To jest pyszne. Nie jadłam nic lepszego - powiedziałam to całkiem poważnie. Bardzo m i posmakowało. Nim się obejrzałam cały posiłek zniknął w mgnieniu oka.
- Cieszę się, że ci smakowało. Starałem się. Już niedługo prócz królowej będę gotował dla małej królewny - zażartował. Bardzo mi się to podobało.
 Siedzieliśmy obok siebie przytulając się na wzajem, kiedy usłyszałam popłakiwanie małej córeczki.
- Wygląda na to, że śpiąca królewna wybudziła się z błogiego snu - wstał i musnął moje czoło - Pójdę po nią.
Chłopak wstał i poszedł do pokoju Rosie. Nie musiałam długo czekać, a obydwoje pojawili się w drzwiach. Nasza księżniczka słodko się uśmiechała mrużąc małe oczka. Ssała swój różowy smoczek patrząc to raz na mnie, raz na Leona.
- Ma-ma - wymamrotała słodko.
- Chodź tu do mnie - podeszłam i wzięłam ją na rączki, na co ona się przytuliła.
Kiedy już ją nakarmiłam i przebrałam zaczęłyśmy się bawić. Posadziłam ją na kocyku w ogrodzie. Śmiała się słodko wierzgając nóżkami i machając rączkami. Wyglądała tak beztrosko. Czułam, ze rozumie wszystko, co do niej mówię i chłonie to, niczym kwiat wodę. Mój kochany narzeczony wziął ją na rączki i zaczął robić jej samolocik, a Rosie jeszcze głośniej się śmiała, aż opluła Leona, na co ja jeszcze głośniej się śmiałam.
- Tak... ty się ze mnie śmiejesz- -  po jego tonie wiedziałam, że nic dobrego mnie nie spotka.
- A mam udawać powagę? Jesteś opluty przez własną córeczkę - podsumowałam ciągle szeroko się uśmiechając.
- Moją córeczkę, która jest taka kochana, ze pomoże tatusiowi prawda? - pocałował ją w czółko - No to gonimy mamę.
Ruszyłam szybko przed siebie, a oni gonili mnie coraz szybciej. Oczywiście małej psotnicy to odpowiadało. Schowałam się za drzewem.
- Violuś... chodź no do nas - jego głos był aż przesłodzony. Odwróciłam się i oparłam o drzewo. Patrzyłam przed siebie.
Nagle poczułam na moim ciele kropelki lodowatej wody, a do moich uszu dobiegł radosny śmiech Leona i mojej małej królewny.
- Patrz Rosie mama się zmoczyła - śmiał się coraz głośniej.
- O wy! Jak mogliście. Powiedź ble tata - zwróciłam się do małej. Sama nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Bleee tiata - wymamrotała śmiejąc się.
- Ej wcale nie ble. Właśnie cię trzymam - oburzył się.
 Większość dnia spędziliśmy na zabawie, a nasza córeczka szybko usnęła ze zmęczenia. Razem z Verdasem siedziałam w salonie oglądając jakoś głupi film.
- Leon ten film jest beznadziejny. Włącz coś lepszego - poprosiłam.
- Violka nie marudź on jest super tylko się nie znasz - zaśmiał się i mnie przytulił, a ja odwzajemniłam jego czuły uścisk. Po chwili wstałam i poszłam po coś do picia do kuchni. Ostatnio jakoś słabo się czuje i za nic nie wiem, co jest tego wynikiem. Może to przemęczenie? Sama już nie wiem. Nagle zrobiło mi się słabo i upadłam na błyszczące płytki kuchni. Nie mogłam się podnieść. Zauważyłam, że zaniepokojony Leon podchodzi do mnie.
- Viola, co ci jest? - podniósł mnie, jednak nie miałam siły, żeby odpowiedzieć. Moje oczy natychmiast się zamknęły. Jedyne co pamiętam, to prośby ukochanego, żebym się obudziła.

                                                                        ****
 Poczułam, że ktoś świeci mi po oczach, na co odruchowo je zamknęłam i cicho jęknęłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ani gdzie jestem. Po kilku sekundach drażliwe światło zniknęło, a ja otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Byłam w białym sterylnym pomieszczeniu. Wokół panowała błoga cisza. Obok mnie była tylko pielęgniarka i lekarz. Znajdowałam się na niewygodnym szpitalnym łóżku.
- Co się stało i gdzie jestem? - powiedziałam słabym głosem delikatnie się podnosząc.
- Proszę leżeć. Jest pani w szpitalu - oznajmił młody mężczyzna - Pamięta pani co się stało?
- Tak. Zrobiło mi się słabo, kiedy szłam do kuchni - lekarz tylko kiwnął głową.
- Pani mąż czeka przed salą. Zrobimy podstawowe badania i będziemy mogli stwierdzić co pani jest, a teraz proszę odpoczywać - wyszedł z sali i mówił coś do mojego narzeczonego. Niedługo po tym wszedł do sali i mocno mnie przytulił.
- Martwiłem się - wyszeptał mi na ucho - Zostaniesz tu, aż będzie wiadomo, dlaczego zesłabłaś.
Przytuliłam si,e do jego ciepłego ciała, które sprawiało, że czułam się bezpieczna i kochana. Zmęczona ponownie opuściłam powieki, ale tym razem, by dobrowolnie zasnąć.


                                                                      ~ ~ ~
 Tak jak było obiecane przychodzę z kolejnym rozdziałem. Przypuszczam, że niedługo koniec i zacznę pisać nowe, na które mam pomysł. Do następnego.

1 komentarz:

  1. Hej, hej.
    Jestem pierwsza czy dostanę ziemniaki?
    Ok. Koniec żartów .
    Świetny rozdział kochana.
    Ale czy viola będzie poważnie chora, może będzie w ciąży, a może ma raka?
    Trzeba czekać do następnego rozdziału.
    Pozdrawiam Anonimek Oli :*

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ <3