niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 7 Plan

Tydzień później

*Violetta*
 Nie radzę już sobie. Mam dość tego jak mnie traktują. Na ciele mam pełno ran i siniaków. Nie wiem czym sobie zasłużyłam, przecież nie zrobiłam nic takiego. Chciałam tylko normalnego życia, kochającej rodziny, kogoś kto będzie wobec mnie czuły, opiekuńczy, nie będzie mnie traktował jak zabawki do wykonywania poleceń. Ścieram łzy, które bardzo często spływają po moim bladym policzku. Ciągle nie wiem co tu robię, kto mnie tu sprowadził i po co? Siedzę w ciasnym i ciemnym pomieszczeniu w kącie. Boje się, jestem zagubiona i nie chodzi tu tyle o mnie jak o dziecko, które w sobie noszę. Nie chce żeby mu się coś stało, a czuje, że nie jest z nim dobrze. Rozmyślałam oparta o ścianę, kiedy ktoś wszedł do klitki. Odruchowo otworzyłam spuchnięte od płaczu oczy i popatrzyłam na drzwi, które zwykle zamykane są na kłódkę. Stał tam wysoki mężczyzna. Patrzył na mnie ze smutkiem w oczach? Czy to możliwe, żeby taka osoba czuła smutek patrząc na mnie? Podszedł bliżej i podał mi dłoń. Niepewnie chwyciłam za nią. Nieznajomy pomógł mi wstać i wyprowadził. Milczałam i on tak samo. Zaprowadził mnie do jasnego, ładnie urządzonego pomieszczenia. Rozejrzałam się z lekko przymkniętymi oczami, ponieważ światło mnie raziło. Czekam w ciszy, kiedy nagle drzwi się otwierają, a w nich stoi... mój tata? Czyli to on? On mnie tak traktuje... Milczałam patrząc tępo w ścianę. Szybkim krokiem podszedł do mnie i mocno uderzył w twarz. Upadłam z bólem odruchowo łapiąc się za policzek. Popatrzyłam na niego ze łzami. Nie miałam siły, by cokolwiek mówić. Nagle zaczął mnie kopać. Całe ciało bardzo mnie bolało, a szczególnie brzuch. Leżałam zakrwawiona. Ponownie przyszło dwóch mężczyzn. Wzięli mnie i wyprowadzili w głąb posesji. Nie miałam siły nawet myśleć co mnie czeka. Przywiązali mnie mocno do drzewa, a jeden kopnął w brzuch na rozkaz mojego ojca. Całą noc spędziłam stojąc tak. Wolałam umrzeć niż dalej przechodzić przez ten koszmar...

*Leon*
 Przez cały ten czas szukam Violi. Nie wiem gdzie jest, czy jeszcze żyje... Stop, stop. Nie chce nawet myśleć, że mogłaby nie żyć, że mogę nie zobaczyć jak pięknie śpi, uśmiecha się i obraża. Siedziałem załamany w salonie chowając twarz w dłonie, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Był to mężczyzna, który podobno wiedział co dzieje się z moją kruszyną. Rozmawiałem z nim dość długo. Kiedy usłyszałem co oni jej tam robią czułem ogromny ból. Z co? Nigdy nie robiła nic złego z własnej woli. Razem z nim ustaliliśmy plan działania. Mam w najbliższych dniach z powrotem mieć ją przy sobie. Dostałem namiar na gościa z bronią, podobno może mi się przydać, ale oby obeszło się bez. Po dość długiej rozmowie rozłączyłem się i położyłem spać. Jak zwykle nie mogłem zasnąć. Bardzo się o nią boję, teraz liczy się każda sekunda...

                                                               *******
Witam was z kolejnym rozdziałem ^^
Przepraszam, że tak rzadko, ale mam sporo nauki...
Dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie ważny, za każde wyświetlenie i nowego czytelnika, oraz obserwatora. Myślałam nad zawierzeniem bloga, ale nie mogę tego zrobić, bo bardzo by mi go brakowało. 


6 komentarzy:

  1. Cudny <3
    Biedna Violetta ;'c
    Nie wiem jak jej ojciec może być takim tyranem ;/
    Leon taki smutny ;(
    Mam nadzieję, że znajdzie Vilu...
    Ona pewnie poroniła :[
    Ciekawe jak to się potoczy...
    Czekam na nexcika <3
    Pozdrawiam ^^
    Katarina xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, taki dramat się robi :3
    Ciekawie, Viola pewnie poroni przez te całe kopanie, wszystko :(
    Żeby wyszła z tego cało :)
    #Aries

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na next! :)
    Ciekawe co z Violą?? :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny :*
    Leoś się martwi :(
    Biedna Viola :(
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Justina Andrea De Simbert6 marca 2017 01:14

    Ojciec już chyba nie tym ojcem co kiedyś ale zrób taki rozdział ze Violetta jest tam okropniej traktowana plisssszzzz

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ <3