piątek, 10 października 2014

Rozdział 2 Śmiertelna randka?

* Kilka dni później*
 Dzisiaj mam spotkanie z Leonem, ale u niego. Udaje, jakby nigdy nic, ale strasznie się denerwuję tym, że to syn policjanta, który szuka mojego ojca. Dlaczego mnie to spotyka? Czemu nie mogę mieć normalnej rodziny? Czasami chciałabym zmienić się w kogoś innego i móc odpocząć od tego wszystkiego. Skończyłam przygotowania do rzekomej randki i usłyszałam dzwonek do drzwi. Na  monitoringu zobaczyłam, że to Leon, więc od razu poszłam otworzyć.
- Cześć. Może wejdziesz?- Zapytałam z usmiechem.
- Hej. Wiesz, może lepiej chodźmy bo zaplanowałem nam wszystko na godziny- Odwzajemnił uśmiech.
- Dobrze chodźmy- Zabrałam torebkę, po czym zakluczyłam drzwi i wyszliśmy. Na początku Leon zabrał mnie do restauracji. Bawiliśmy się wspaniale, jak dzieci. Paćkaliśmy sobie nosy lodami. Verdas kazał mi zamknąć oczy, a kiedy to zrobiłam narysował mi wąsy takie jak u kota, nosek i założył uszy. Kiedy skończyliśmy się wygłupiać wyszliśmy.
- Leon ściągam to- Mówiłam przez śmiech.
- O nie, nie- Zaśmiał się.
- Verdas- Powiedziałam poważniej.
- Nie i koniec- Oznajmił i poszliśmy na plaże. Był tam piknik. Wszystko wyglądało cudownie.
- Leci samolocik...- Śmiał się próbując wsadzić truskawkę w moje usta.
- Leon no...- Nie mogłam przestać się śmiać.
- Ups... katastrofa lotnicza...- Na truskawce byłam bita śmietana, którą opaćkał mi nos śmiejąc się ze mnie. Wstałam i zaczęłam go gonić. Widząc co robię zaczął uciekać po plaży. W pewnym momencie przewrócił się, a ja nie zdążyłam go wyminąć i poleciałam na niego. Sprytnie obrócił mnie tak, że siedział na mnie i zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się jeszcze bardziej, a brzuch bolał mnie ze śmiechu. Chłopak zaczął zbliżać się do moich ust i gdy już dzieliły nas milimetry zaczął padać deszcz. " No kurde" pomyślała.
- Do mnie mamy bliżej, więc chodźmy- Chwycił moją dłoń i pobiegliśmy. Weszliśmy na jego posesję, cali mokrzy. Ze śmiechem otworzył drzwi i weszliśmy do dużego i pięknego domu. Było tam przyjemnie i domowo. Jego rodziców nie było w domu.
- Masz. Idź się przebrać- Powiedział raczej oschle i poważnie a jego wyraz twarzy zmienił się całkowicie. Nie patrząc na mnie powiedział gdzie jest łazienka, a ja zabierając jego koszulę, którą wcześniej mi dał poszłam do pomieszczenia. Przebrałam się, związałam włosy i usiadłam. Z mojej torebki wyjęłam schowany w chustkę pistolet. Nie chce go zabijać, kocham go, ale ojciec powiedział, że jego życie albo moje. I co mam zrobić? Otarłam łzy i zeszłam na dół z pistoletem szukając go...


*Leon*
 Kiedy Viola poszła usiadłem i myślałem. Muszę ją zabić. Taki dostałem rozkaz. Nie chce tego, czuję, że ją kocham i nie chce robić jej krzywdy, bo to przecież nie jej wina, tylko jej ojca. Tata mówi, że muszę bo inaczej ona pierwsza zabije nas. Wyjąłem pistolet i siedziałem w kuchni. Usłyszałem delikatne kroki, kiedy się odwróciłem ujrzałem młodą Castillo stającą w drzwiach z wymierzonym we mnie pistoletem, od razu zamarłem...


                                                                ______
Rozdział 2 jest ^^
Czy Viola zabije Leona?
Czy to może on pierwszy ją zabije?
Co dalej będzie z ich miłością i ojcami?
Tego dowiecie się jeżeli będzie tu odpowiednia ilość komentarzy. Dziękuję za komentarze pod poprzednim <3
Do następnego...

2 komentarze:

  1. Ale mnie zaciekawiłaś, jejuśku! Czekam na neeext! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, wez dodaj jak najszybciej kolejny, bo ja tak dlugo nie wytrzymam!!!! Dodaj next jak najszybciej!!! Rozdzial boski!!!

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ <3